Jesteś tutaj:

Francuska elegancja wieku XVIII w Bibliotece Miejskiej

878
Francuska elegancja wieku XVIII w Bibliotece Miejskiej

22 października w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej, na piątym już spotkaniu , Anna Nurzyńska omówiła temat "Francuskiej elegancji", czyli mody dworskiej wieku XVIII.
Anna Nurzyńska rozpoczęła swój wykład słowami, które bardzo dobrze oddają sedno tamtej epoki - otóż piękno boli. Ludzie byli gotowi na wiele poświęceń w imię idealnego wyglądu, a we Francji miało to szczególny wydźwięk. Tam kwestie praktyczne zostały zepchnięte na dalszy plan, aby ustąpić miejsca estetyce.
Wykład opierał się na omówieniu życia i działalności Madame de Pompadour - najsłynniejszej metresy Ludwika XV. Wywodziła się z typowej, pospolitej rodziny. Ojciec był alkoholikiem, prawdopodobnie rzemieślnikiem, matka utrzymanką, co w tamtych czasach było często praktykowanym zajęciem wśród Paryżanek. Otrzymała podstawowe wykształcenie klasztorne. W wieku 11 lat zaprowadzono ją do wróżki. Mimo iż był to wiek rozumu, wielu ludzi chciało poznać przeznaczenie swoich dzieci. Tak też było w tym przypadku, chociaż tę młodą dziewczynę zapobiegawczo przygotowywano do roli utrzymanki. Wizyta zmieniła jej los diametralnie - wróżka przepowiedziała jej życie metresy królewskiej. Od tamtej pory wysiłki rodziny skupiły się na tym, by dopomóc córce w spełnieniu przeznaczenia. Przeszkodą było jej niskie pochodzenie. Ponieważ jej matka miała szerokie znajomości, to jeden z jej przyjaciół zaoferował pomoc młodej dziewczynie. Szlachcic sfinansował jej gruntowne wykształcenie, posłano ją do Opery Paryskiej, gdzie uczyła się od najlepszych.
Aby zostać metresą, należało spełnić jeszcze kilka warunków. Przede wszystkim, metresą mogła zostać jedynie kobieta zamężna. Jeanne Antoinette wzięła więc ślub z wysoko urodzonym kawalerem, zmieniając nazwisko na d'Etiolles. Małżeństwo okazało się nieszczęśliwe, ale nie dla nowej szlachcianki. Dzięki niemu mogła bywać na salonach, szlifować umiejętność konwersacji. Jej małżonek zakochał się bez wzajemności. Po nieudanej próbie samobójczej wyjechał za granicę i nigdy już nie powrócił.
Znajomość pani d'Etiolles z Ludwikiem XV rozpoczęła się na balu maskowym, który odbył się niedługo po tym, jak otruto aktualną metresę króla. W Wersalu pojawiło się bardzo dużo kobiet gotowych wyznać swoje uczucia Ludwikowi XV. Świadom tego, władca postanowił, że wraz z grupką przyjaciół przebierze się za drzewa, aby zmylić panie i zyskać odrobinę spokoju. Nie spodziewał się jednak, że w oko wpadnie mu jedna z nich. Wybranką okazała się właśnie Jeanne Antoinette, która od lat była przygotowywana do tej roli. Niedługo po tym przeprowadziła się do królewskiego pałacu, a jej mąż otrzymał dokumenty rozwodowe. Król wykupił dla swojej ukochanej nowe nazwisko, i od tej pory można mówić o Madame de Pompadour.
Jeśli chodzi o kwestie estetyczne, była tą metresą, która odpowiadała za rozwój stylu rokoko - wygląd miał być jak najbardziej infantylny, ale zmniejszono ilość dodatków. Wynikało to z chęci upodobnienia się do popularnych wtedy amorków, uwiecznianych na wielu malowidłach. Jednak tego, jak naprawdę wyglądała nasza bohaterka, nie możemy być pewni. Jej ulubiony portrecista, tak bardzo starał się stworzyć wizerunek kobiety idealnej, że podkreślił zalety Madame de Pompadour, jednocześnie idealizując ją. Tak powstał kanon kobiecej urody - winna mieć duże oczy, koralowe usta, czyli niezbyt duże, takoż biust. Dalej chlubą były zdrowe zęby i jasna, świeża (młoda) cera. Istniały nawet zabiegi wybielające - nie tylko pudrowano skórę, ale również nacierano się bardzo drogimi cytrynami. Używano też parasoli i wachlarzy.
Dużą wagę przywiązywano do makijażu, szczególnie do pudrowania. Pudru używały nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Pudrowano włosy, aby zrównać się wiekowo. Miało to też aspekt praktyczny, ponieważ włosy myto rzadko, więc trzeba było w jakiś sposób zakryć ich nieświeżość. W niektórych krajach, np. w Polsce, używano pudru niebieskiego. Damy podkreślały nim żyłki, zaznaczając swoją błękitnokrwistość. Niezwykle popularny był styl à la francais - czyli nakładanie różu na policzki w sposób nieregularny, dość dowolny.
Duże znaczenie w wieku XVIII miały buduary, czyli pomieszczenia, gdzie ubierano się i nakładano makijaż. Najczęściej trwało to do południa, w tym czasie można było odpowiedzieć na korespondencję czy przyjąć gości.
Ulubionym strojem dam dworu była suknia robe à la française, której głównym elementem była suknia wierzchnia. Rękawy miała wykończone falbanami, przód dekorowano marszczonymi fałdami ułożonymi esowato. Spódnica, czyli element spodni, ozdabiany był tylko z przodu, tył był zasłonięty. Wszystkie dekoracje wykonywane były z tego samego materiału, co cały ubiór. W spódnicach znajdowały się dziury, przez które damy mogły sięgnąć do kieszonek - nie takich jednak, jakie znamy teraz. W tamtych czasach kobiety przywiązywały sobie w talii sakiewki. Tył sukni udekorowany był okazałymi fałdami, które swobodnie zwisały do samej ziemi. Modne były bawety, które można było udekorować haftem z podobizną ulubionego aktora. Aby stworzyć taki strój, często haftowany złotą nicią, damy gotowe były sprzedać kilka wsi wraz z mieszkańcami.
Na spotkaniu 22 października Anna Nurzyńska starała się udowodnić, że piękno potrafi boleć. Na pewno nikt dziś nie zmusiłby do noszenia sztywnych gorsetów kilkuletnich dziewczynek, również nauka śpiewu operowego winna zaczynać się, gdy płuca osiągną formę ostateczną. Uroku dodawały z pewnością buty na obcasie, które jednak uniemożliwiały normalne chodzenie. Tego wszystkiego dowiedzieć się można było w zeszłym tygodniu, zaś 29 października, jak zawsze w Bibliotece Miejskiej i jak zawsze o godzinie 18.00, Anna Nurzyńska opowie o "Wielkich włosach", brzmi intrygująco.
DOROTA TELAK

Źródło: "Wyszków24" Nr 17 z 29 października 2013 r.