Jesteś tutaj:

Maluję w plenerze

1013
Maluję w plenerze

Na wernisaż wystawy "Światło w pejzażu" Łukasza Zedlewskiego w środowy wieczór 21 stycznia przyszło wiele sympatyków malarstwa. Wypełnili salę im. prof. Ludwika Maciągą w wyszkowskiej bibliotece. - Maluję w plenerze - wyznał bohater wieczoru - i to jest jakiś konkret dla mnie. To jest zawsze punkt odniesienia do tworzenia.
Dyr. Małgorzata Ślesik-Nasiadko przypomniała, że Łukasz Zedlewski debiutował w naszej galerii w 2013 r. cyklem obrazów "Pasja" w znaczeniu Droga Krzyżowa. O jego talencie świadczy fakt, że znalazł się w dziesiątce laureatów konkursu na najwybitniejszego młodego malarza I dekady XXI wieku. Ponieważ miała okazję dłużej przyjrzeć się jego obrazom, nawiązując do tytułu wystawy, podzieliła się swoimi refleksjami na temat światła w malarstwie.
- Jak to jest możliwe, żeby człowiek oddał przy pomocy farb na kawałku płótna coś tak nieuchwytnego i coś takiego, co ożywia w naszych oczach te obrazy - zastanawiała się. - Patrząc na te obrazy poza światłem, a może za sprawą tego światła, widziałam w nich i poezję, i muzykę, i architekturę. To jest dla mnie nieodgadnione i piękne, i wspaniałe.
Uważa, że w obrazach Łukasza Zedlewskeigo, które przedstawiają najbliższe jego sercu miejsca, m.in. rodzinny Miodówek, jest coś więcej niż tylko przełamywanie paradygmatów, typowe dla artystów. Jest własny język i serce. - Ja czuję, że młody człowiek kocha ten Miodówek, kocha ten warmiński krajobraz - zauważyła. - I pewnie dlatego tak przemawiają i dlatego już teraz wiem, że to jest dla mnie pełne malarstwo.
Wskazała na pewien krąg powiązań: Łukasz Zedlewski robił dyplom w pracowni Stanisława Baja, a ten w pracowni prof. Ludwika Maciągą, którego imię nosi sala, gdzie znajduje się wystawa młodego malarza.
- Przede wszystkim chciałbym państwu podziękować za tak liczne przybycie - zwrócił się do obecnych Łukasz Zedlewski. - Rok temu przydarzyła się właśnie tu ta wystawa dzięki panu Chodkowskiemu, który kolekcjonuje moje malarstwo o tematyce sakralnej. Tamta wystawa była zupełnie innym tematem, ale światło też w niej się pojawiło. Naturalną kontynuacją jest to, co maluję na co dzień - pejzaż. Maluję w plenerze i to jest jakiś konkret dla mnie. To jest zawsze punkt odniesienia do tworzenia.
Przyznał, że Ludwik Maciąg jest dla niego bardzo ważnym twórcą. Pobyty w Wyszkowie przypominają mu o tym. Pierwszy raz zetknął się z twórczością profesora na wystawie z okazji jego 90. urodzin, którą organizował Wieńczysław Pyrzanowski, również dyplomant Ludwika Maciągą, obecny na wernisażu.
- Nie umiem do końca mówić o malarstwie w ogóle, mimo że pracuję na Akademii Sztuk Pięknych na wydziale malarstwa - zaznaczył Stanisław Baj. -Dopiero, jak ktoś inny zaczyna mi pokazywać obrazy i trochę o nich mówić, to wtedy następuje taki dobry dialog. Obrazy na ogół się przeżywa, kontempluje. Łukasz wiele o swoim malarstwie nie powiedział, na szczęście, bo myślę, że niedobrze, kiedy malarz zaczyna tłumaczyć się ze swoich obrazów. Obrazy mają totalnie zgarnąć i już. Przemówić.
Dodał, że także o wybitnym talencie Łukasza jest trudno mówić, ale dzięki obrazom można go "doznać i przekonać się". - I to jest pewnie ta tajemnica, kiedy musi być to światło wewnętrzne, żeby wyszło właśnie w malarstwie - zauważył.
Muzyczną oprawę zapewnił, grając na pianinie, Mateusz Knajp.

EB

Źródło: "Nowy Wyskzowiak" Nr 4 z 27 stycznia 2015 r.