Jesteś tutaj:

O języku miłości

458
O języku miłości

Z tematem obecnym w kulturze od wieków zmierzyli się językoznawca Jerzy Bralczyk i psycholog Lucyna Kirwil. Książka „Pokochawszy. Miłość w języku” będąca zapisem ich rozmowy właśnie trafia do rąk czytelników. Jako jedni z pierwszych w kraju mogli się z nią zapoznać wyszkowianie.
Jerzy Bralczyk i Lucyna Kirwil gościli w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej 8 maja na inauguracji przygotowanego przez placówkę Tygodnia Bibliotek. To małżeństwo, które w rozmowie z Karoliną Oponowicz dyskutuje o wielu aspektach miłości. - Język to domena męża, a moją domeną jest miłość, bo jestem psychologiem - podkreśliła Lucyna Kirwil. - Kiedy tytuł książki był gotowy wiedzieliśmy, że to nie tylko książka o języku miłości, ale też o tym, co język robi z miłością, co miłość robi z językiem. Rozmawiamy w niej z perspekty¬wy ludzi, którzy mają za sobą gorącą miłość, która przechodziła różne etapy, ale najważniejsze było to, że się pokochaliśmy. - Między nami dzieją się emocje i język. Język nas łączy lub dzieli, kłócimy się, awanturujemy, ale też rozmawiamy. Żona jest agresologiem, zajmuje się przejawami, kształtowaniem się agresji. Miłość i agresja nie zawsze są rozłączne, często nasze silne emocje prowadzą do konfliktów, mówi się, że kto się czubi ten się lubi - dodał prof. Bralczyk.
- Pan profesor ma na koncie wiele książek, a dla pani doktor ta książka to debiut literacki - za-gadnęła prowadząca spotkanie dyrektor biblioteki Małgorzata Ślesik-Nasiadko.
- Wydanie tej książki było od początku pomysłem męża. Bardzo się przed nią broniłam. Ze dwa lata przygotowywaliśmy się do tego, by podjąć pomysł - stwierdziła Lucyna Kirwil.
- Dwa lata przekonywałem żonę - wtrącił profesor.
Goście stwierdzili, że książka to nie poradnik w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale może być pomocna np. w uczeniu się otwartości wobec innych.
- Żona twierdzi, że to książka bardziej mówiona, ale mowa jest zawsze na początku. Bez myślenia, czyli rodzaju rozmowy z samym sobą, nic nie powstaje, a myślenie we dwójkę jest często myśleniem lepszym - stwierdził Jerzy Bralczyk. - Piszę sporo, ale ogromna część tych tekstów powstaje też w rozmowie. Mówię żonie, że mam coś do pisania i nawet jeśli ona mi nie odpowiada, mówiąc uczę się formułować to, co napiszę. - Pomysł zdjęcia autorów na okładce nie jest nowy, ale wydawca pomyślał, że dobrze by było wrócić do starego zwyczaju monidła - stwierdziła Lucyna Kirwil. - To zdjęcie zostało wybrane przez wydawcę prawdopodobnie dlatego, że jest pewna w nim dwuznaczność, każąca się zastanawiać, co robi moja ręka na piersi mojego męża. Ona leży na jego sercu, ale kiedy pani dyrektor zwróciła na nią uwagę, mąż powiedział „widzi pani, jak żona odpycha mnie na dalszy plan?”. My w tej książce spieramy się w wielu miejscach, nie jesteśmy zgodni w jakich sytuacjach i w jakim celu język miłości może służyć.
- Chcieliśmy, by było to serio. Dużo się mówi o ubóstwie polskiego języka miłości, że w porównaniu z Francuzami, Włochami mamy za mało rozbudowany sposób mówienia o tych sprawach - dodał profesor. - Miało to być serio i naukowo, ale w książce zasada ta została przełamana, bo nie sposób mówić, nie odwołując się do własnych doświadczeń.
- Czy miłość zależy od mówienia, czy mówienie od miłości? - zastanawiała się Małgorzata Ślesik-Nasiadko.
- Człowiek, który mówi jest swoim pierwszym słuchaczem, kiedy coś powie, to to coś sobie uświadomi - podkreślił Jerzy Bralczyk.
- Jestem dosyć uważnym słuchaczem samego siebie, jeśli coś powiem, dla mnie ma to znaczenie. Jeśli bym powiedział, że nienawidzę, to by to coś złego ze mną zrobiło. Dla wielu przyjaźń jest trudniejsza niż miłość. Trudniej uznać, że się przyjaźnimy. Kochać można w jedną stronę, z przyjaźnią jest inaczej, ona musi mieć odzew z drugiej strony. Jeśli ktoś powie, że jest moim przyjacielem, czuję się zobowiązany. Tak jest z emocjami.
Z drugiej strony, jak uznał profesor, mówienie może być zbytnim trywializowaniem, a nazwanie uczucia, zjawiska odbiera urok spontaniczności temu, co dzieje się w spojrzeniu, oddechu, geście.
- Uważam, że nasz słownik jest dostatecznie bogaty w sformułowania, które odpowiadają różnym odmianom uczucia - podkreślił gość.
- Samo uczucie się obroni, a współczesne określenia wydają się niepotrzebnym naddatkiem -dodała Lucyna Kirwil. - Kiedy opadną duże emocje, kiedy pożądanie i feromony zbledną, czy ludzie wtedy rzeczywiście umieją sobie powiedzieć, że kochają. Goście dyskutowali też na temat emotikonów jako współczesnej formie wyrażania emocji
- Ilu ludzi, tyle form komunikowania sobie uczuć. Jedni potrzebują dużo zdań, inni potrzebują wymownego spojrzenia, dotyku, przytulenia. To się zmienia w ciągu życia Ludzie też w pewnym momencie się upodabniają, korzystają wzajemnie z wzorców - d¬dała Lucyna Kirwil.
J.P.

Źródło: „Wyszkowiak” Nr 20 z 15 maja 2018 r.