Jesteś tutaj:

Co język robi z miłością i miłość z językiem

485
Co język robi z miłością i miłość z językiem

Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca, specjalista od języka mediów, reklamy i polityki, a także retoryki i erystyki gościł 7 maja wraz z żoną dr Lucyną Kirwil, psychologiem agresologiem w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Wyszkowie. Promowali swoją najnowszą książkę „Pokochawszy. Miłość w języku”, która prapremierę miała w naszym mieście. Spotkanie, pełne humoru, odbyło się w ramach XV Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek.
Książka jest efektem rozmów, które z autorami przeprowadziła Karolina Oponowicz, socjolog, dziennikarka, redaktorka. W bibliotece z małżonkami rozmawiała dyr. Małgorzata Ślesik-Nasiadko.
-”Pokochawszy” to tytuł trochę dziwny. I od razu zacznę się wymądrzać jako językoznawca-polonista. Bo pani dyrektor powiedziała: „Będziemy zaczynać”. Tak teraz najczęściej mówimy. Kiedy chcemy kończyć, to mówimy: „Będziemy kończyć”. Bo my nie wiemy, czy skończymy. Kiedy gdzieś za długo siedzę, to mówię: „Będę szedł”. Nie mówię, że pójdę, bo mogę nie pójść. To jest znak, że zastępujemy czasowniki dokonane czasownikami niedokonanymi: będę szedł, będę kończył, bo nie wiem, czy pójdę, czy skończę. Otóż ta książka w tytule chce promować czasowniki dokonane. Pokochawszy to jest imiesłów przysłówkowy uprzedni i tylko czasowniki dokonane mają taki imiesłów. To jest na temat tego, co się dokonało - pokochawszy.
- Pierwotny tytuł miał być „O języku miłości”- zdradziła Lucyna Kirwil, od 35 lat żona Jerzego Bralczyka. - Ale język to jest domena mojego męża, a miłość jako emocje, uczucie jest bardziej domeną moją. I książka powoli nabierała rumieńców, przykładów, co język robi z miłością i co miłość robi z językiem, ale my to mówimy z perspektywy ludzi, którzy tę gorącą miłość mamy za sobą i ona różne etapy przechodziła. Ale najważniejsze jest to, że się pokochaliśmy. I mąż wpadł na pomysł „Pokochawszy”. Co się dzieje, jak ktoś się zakocha. Książka jest zapisem naszych długich rozmów, a potem to było redagowane.
- Z tej książki można się wiele dowiedzieć - reklamował prof. Bralczyk. -To nie jest poradnik w ścisłym sensie, ale może służyć poszerzeniu, jeśli nie wiedzy, to wrażliwości i otwartości na innych. Dość często nasze niepowodzenia komunikacyjne biorą się stąd, że nie próbujemy rozumieć, dlaczego mówi się tak, a nie inaczej, dlaczego ktoś woli używać takich, a nie innych słów.
Dużo mówi się o ubóstwie polskiego języka miłości.
- Może wolimy to czynić niż o tym mówić? - zastanawiała się dyrektor biblioteki.
- Ja zawsze tak twierdziłem, ale na starość zmienia się perspektywa. Miało to być bardzo serio i miało być naukowo, ale nie sposób o tym mówić, nie odwołując się do własnych doświadczeń, a to robi się ciekawe. (...) Mamy bardzo bogate sposoby opisywania tego, co się dzieje między dwojgiem ludzi, albo dwoma ludźmi, bo teraz już nie ograniczamy tego do różnopłciowych kontaktów. A z drugiej strony - czy rzeczywiście powinniśmy mieć tak wiele wyrażeń? Czasami mówienie jest trywializacją tego, co się dzieje. Mówienie, nazywanie trochę odbiera urok spontaniczności, naturalności tego, co się dzieje między ludźmi w spojrzeniu, oddechu, geście i co czasami słowa zabierają.
- Zastanawialiśmy się również nad tym, co się zmienia w użyciu języka, jak czas to zmienia, jak niektóre określenia, które miały wyrażać czułość, miłość, bliskość są po prostu kiczowate w dzisiejszym rozumieniu - zauważyła Lucyna Kirwil. - Czy nie przyszła moda, żeby tego nie mówić? Czy nowe technologie nie powodują, że to się spłyca? Zastępujemy to prostymi symbolami, które mają pomieścić bardzo dużo. Najpierw myśleliśmy, że emotikony zubażają ten język, ale potem uznaliśmy, że pobudzają wyobraźnię. A poza tym, ilu ludzi, tyle form komunikowania sobie uczuć.
- Dziwnie jesteśmy ukonstytuowani, że mniej wstydzimy się grubiańskiej mowy niż subtelnych uczuć - dodał profesor. - Ale tak akurat jest. To też kwestia dorastania, że młody człowiek chce imponować krzepą, tym, że nie będzie wdawał się w czułości. Niestety, ta postawa jest zaraźliwa i można ją też obserwować u dziewcząt.
Po tym kształcącym spotkaniu do autorów ustawiła się kolejka po autografy.
ELŻBIETA SZCZUKA

Źródło: „Nowy Wyszkowiak” Nr 20 z 15 maja 2019 r.