Jesteś tutaj:

Nie rezygnuję z siebie

842
Nie rezygnuję z siebie

Magda Zawadzka-Holoubek, aktorka, 23 maja w bibliotece miejskiej promowała swoją książkę "Gustaw i ja" (relacja w 23 numerze NW). Zgodziła się też na rozmowę dla Nowego Wyszkowiaka.
Często chodzi pani na cmentarz?

- Bardzo często. Teraz nie byłam już tydzień na cmentarzu, ale miałam premierę, próby generalne, benefis -to jest moja rola jubileuszowa na 45-lecie pracy w sztuce "Pocztówki z Europy" w Och-Teatrze pani Jandy. Mam potworne wyrzuty sumienia, wydaje mi się, że nie poszłam na spotkanie. Ja nie przebywam godzinami na cmentarzu. Przychodzę, stawiam kwiatki, zapalam lampki, sprzątam. Przez te 4 lata nigdy nie wyjechałam, żeby wcześniej nie iść na cmentarz i się nie pożegnać.

Co wisi u pani na ścianach w pokoju, jakie obrazy?
- Dopóki żył mąż, nigdy na ścianach nie wisiały nasze prywatne zdjęcia, bo on uważał, że w domu aktorki i aktora powieszenie na ścianach własnych zdjęć jest rodzajem megalomanii, że jest to nietaktowne. Ale w momencie, kiedy mąż zmarł, zapragnęłam mieć jego zdjęcia w każdym pomieszczeniu, nawet w kuchni. Powybierałam takie zdjęcia, które lubię, zaniosłam do oprawy i w każdym pomieszczeniu są jego zdjęcia lub jest jego zdjęcie. Albo samego, albo też kilka stojących zdjęć ze mną. Było mi to bardzo potrzebne i nadal jest mi potrzebna jego obecność.

To pytanie zadałam po to, żeby się zorientować, jaką sztuką się pani interesuje, jakie malarstwo pani lubi.
- Ja w ogóle lubię w domu (mieszkam w przedwojennej kamienicy) ładne przedmioty. Mówię bardzo ogólnie, bo nie będę wyszczególniać malarzy. Nie mam ani jednego przedmiotu, który by mi się nie podobał. Każda z rzeczy, czy to mebel, czy bibelot, ma jakąś legendę, jest we mnie jakiś wewnętrzny opis tego.

Czyli takie rzeczy z pozytywną energią?
- Tak, są to rzeczy, które dostałam, dostaliśmy lub kupiłam, chcąc je mieć. Nie mam rzeczy najcenniejszej, wszystkie mają dla mnie wartość emocjonalną. Szafka, którą kupiłam mężowi na gwiazdkę i gdzie miał swoje sweterki. Teraz są tam pamiątki po nim, medale. Fotel, który mu kupiłam i w którym on przesiadywał, a teraz ja bardzo lubię siedzieć. Miał takie dwa fotele: jeden w salonie, drugi w swoim gabinecie. Jest mi w nich tak dobrze. A przedtem nigdy w nich nie siadywałam, to były jego.

Ma pani zagracone mieszkanie?
- Nie, ja nie mam mieszkania zagraconego, ja mam mieszkanie wypełnione. To nie jest mieszkanie typu szkło i aluminium. To jest mieszkanie, w którym wszystko jest potrzebne i na tyle zakomponowane, żeby nie było żadnego zgrzytu.

Zapamiętałam z jednego wywiadów z pani mężem, że kiedy wasz syn był mały, to pani ciągle chodziła ze szmatką.
- Lubię, jak jest czysto, jak jest ład. Nie mogę odpocząć ani chwili, kiedy jest bałagan. To chyba zdrowy odruch.

Będę drążyć temat pani zainteresowania sztuką. Jakiej muzyki lubi pani słuchać?
- Uwielbiam muzykę klasyczną, z mężem chodziliśmy bardzo często do filharmonii, do opery. To była wielka przyjemność. Ale mam też ogromną liczbę płyt. Non stop słucham Chopina, Mozarta, Bacha. Słucham również piosenek. Klasycznych, takich wykonawców jak Frank Sinatra, Nat King Cole, Ella Fitzgerald i Louis Armstrong, ale też współczesnych np. Michaela Buble'a, Amy Winehouse. Jeśli idzie o polskie piosenki, to lubię takie, które poza dobrą melodią mają dobry literacko tekst. Kiedy słucham piosenek Wojciecha Młynarskiego, to jest tam mała historia, mały felieton, tam jest morał, dowcip, to mi się bardzo podoba.

Grała pani w wielu rolach komediowych. Moją ulubioną jest rola Kasi, służącej księżniczki Disperandy, w telewizyjnym spektaklu ?Igraszki z diabłem?. A co panią śmieszy?
- Mnie śmieszą ludzkie charaktery. Sama na pewno też jestem zabawna dla wielu osób, bo też jestem jakimś typem. Ale ludzkie typki, podkreślam - typki, a nie typy - są niesamowite; to bogactwo do obserwowania, rozgryzania psychologicznego, dlaczego ktoś taki jest. Śmieszą mnie absurdy, nadmierna ludzka powaga, zapatrzenie w siebie, egoizm, egocentryzm, poczucie misji, własnej wartości, nadymanie się, bezgraniczna ludzka głupota.
Patrzę na świat z przymrużeniem oka. Mnóstwo rzeczy mnie śmieszy.

Polityki pani nie ogląda?
- Oglądam i to bardzo pilnie. Chcę być au courant, wszystkiego słucham. Z równym zainteresowaniem o sprawach gospodarczych, finansowych, jak i politycznych. Ale polityka mniej mnie śmieszy, w szczególności głupota niektórych ludzi, którzy predysponowani są do tego, by być mądrzy, bo zarządzają dużym, wspaniałym krajem. Bo jesteśmy wspaniałym, pięknym krajem, z ogromnym potencjałem ludzkim, pełnym talentów, osobowości. Nagle na tle tego wspaniałego kraju pojawiają się ludzie, którzy nigdy w życiu nie powinni istnieć jako przywódcy, nie powinny być osobami, które decydują o moim losie czy moich ziomków. To jest śmieszne, ale i tragicznie. Ci ludzie powinni zniknąć, a nie zarażać innych ludzi. Bo głupota, prostactwo i chamstwo są zarazą.

Widzi pani z tego jakieś wyjście?
- Uważam, że tylko kary finansowe, potężne i nieodwołalne. Żadne więzienie, bo nie mam zamiaru płacić za utrzymanie tego wszystkiego. Kara, praca społeczna jako rodzaj rekompensaty za krzywdę, jaką się wyrządziło.

Ostatnie moje pytanie dotyczy podróży. Wiem, że pani lubiła i zapewne lubi podróżować, zachęciła do tego męża. Przyjemniej jest podróżować z kimś, z kim można podzielić się wrażeniami. Teraz, kiedy męża nie ma, z Mm pani podróżuje?
- Z koleżankami. Jeździłam z koleżankami również wtedy, kiedy mąż nie mógł ze mną pojechać. Ale wracałam do domu i miałam komu o tym opowiedzieć, zdjęcia pokazać. Teraz nie bardzo mam komu, ale uważam, że robię coś dla siebie. Trudno, moje życie tak się potoczyło, że nie mam już przyjaciela, który czeka na mnie w domu i który idzie ze mną przez życie.

Syn ma już swoją rodzinę...
- Oczywiście, jak napisałam w książce, dzieci są nam pożyczone tylko na chwilę. Mój dom, szczególnie jak syn poszedł swoją drogą, to był mój mąż. Teraz tego nie mam, ale to nie znaczy, że mam rezygnować z siebie, ze swojego życia, ze swoich spraw.

Na pewno by tego nie chciał.
- On by tego na pewno nie chciał. Mało tego, ja wierzę, że on zakolegował się z moim aniołem stróżem i nadal się mną opiekują, dlatego że bardzo dużo dobrego się w moim życiu dzieje. Mam cały czas ciekawą pracę, nie narzekam na jej brak, co jest najlepszym pocieszeniem w nieszczęściu. Realizuję różne rzeczy, chociażby ta książka, która tak pięknie została wydana i ma oddźwięk u czytelników. Wokół mnie są bardzo serdeczni, ciepli ludzie - obcy, których bym o to nie podejrzewała. Myślę, że to są takie dary losu.
ROZMAWIAŁA
ELŻBIETA SZCZUKA

Źródło: "Nowy Wyszkowiak" Nr 26 z 26 czerwca 2012 r.