Jesteś tutaj:

Wilno - polskość wpisana w miasto

1029
Wilno - polskość wpisana w miasto

Temat Kresów, naszej trudnej przeszłości, budzi zainteresowanie. Nieuchronnie wiąże się z kwestią tożsamości narodowej, pytaniem o sposób znalezienia się i funkcjonowania na swoim-nie swoim terytorium. O tym, o związku kultury i historii, w wyszkowskiej bibliotece mówił Romuald Mieczkowski.
Spotkanie, zorganizowane z inicjatywy Dyskusyjnego Klubu Książki, działającego przy bibliotece, odbyło się 26 kwietnia. Jego gość jest Polakiem, pisarzem, pochodzącym z Litwy. Tam mieszka, tworzy, jest członkiem Związku Literatów Litwy. Tematem spotkania było Wilno - miasto szczególnie zapisane w polskiej historii i sentymentach. - Jego magia jest ogromna - mówił Romuald Mieczkowski. - To miasto specyficzne, należące do łacińsko-zachodniej kultury, mimo takiego geograficznego położenia. Konwicki miał powiedzieć, że pisarze muszą mieć swoją legendę, mogą ją nawet wymyślić. Dla Mieczkowskiego takim pokarmem jest Wilno. Wymienił Polaków, związanych z miastem, m.in. Piotra Skargę, Adama Mickiewicza, Macieja Sarbiewskiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, wreszcie Czesława Miłosza, Wyjątkowość Wilna polega na wielokulturowości, w jego obrębie żyły różne nacje, wyznające wiele religii. Litwini przed wojną wcale nie byli najliczniejsi, według różnych źródeł stanowili tylko od l do 3 proc. Społeczeństwo było postępowe, żyło w harmonii i bez konfliktów. Miernikiem tożsamości jest język, w którym tworzy poeta. Mieczkowski do 8. roku życia nie wiedział, w jakim kraju mieszka. Gdy w szkole powiedział, że w Polsce, nauczycielka ukradkiem płakała. Jedna z osób zadała mu pytanie o kwestię samookreślenia obecnie.
- Nie mam z tym problemów - stwierdził. - Tożsamość trzeba budować na fundamencie jednej kultury, mimo zanurzenia w kilku. Wcześniej wybierano taką, jaką nakazywała wygoda.
Pytano również o jego twórczość, warsztat pisarski. Zdradził, że nigdy nie wymyśla, opisuje ludzi i miejsca, które zna. Z tego powodu w rodzinie nawet obrażono się na niego. Naszą literaturę ocenia jako smutną, podczas gdy on woli radosną, bardziej uniwersalną. Dużo jeździ, i wtedy pisze, np. w autobusie. Uprzedzając pytanie o nastrój do tworzenia, orzekł, że nie ma co szukać i oczekiwać natchnienia, bo można długo nic nie napisać. Ktoś stwierdził, że odczuwa niedosyt rysunków bohaterów, zdarzeń.
- Lubię krótkie formy - wyjaśnił pisarz. - Być może wynika to również z braku czasu. Robię filmy, wydaję czasopismo, organizuję imprezy. Mam za dużo zajęć, a chciałbym skupić się na pisarstwie.
Na spotkaniu dyskutowano nie tylko o literaturze, tajnikach warsztatowych, inspiracjach czy literackiej historii Wilna. Zgromadzonych interesował stosunek władzy i zwykłych ludzi z Litwy do Polaków. Postawiono hipotezę, że złe stosunki polsko-litewskie swoje źródło mogą mieć we wspólnej historii demoludów. Narody o takiej przeszłości są poranione, pełne uprzedzeń, obawiają się o swoją niedawno odzyskaną tożsamość i muszą uczyć się współistnienia. - Tak, to problem - przyznał Mieczkowski. - Niepodległość nie potrzebuje przymiotnika, myśleliśmy, że będzie inaczej. Nadzieja jest w młodych i wykształconych, współpracy między inteligencją. Być może w kolejnych wyborach do głosu dojdą inne siły, młodsi i bardziej otwarci. W Warszawie zadano mu pytanie o to, skąd wzięli się Polacy na Litwie. Znający lepiej historię wiedzą, że wcale nie po unii z Polską, długo przed nią. Unia, która przez Litwinów jest widziana ambiwalentnie, okazała się być dla nich tym, czym dla nas chrzest Polski. Dała ochronę przed sąsiadami i była "wejściówką" do Europy. Wielokulturowość została po raz kolejny przywołana jako warunek harmonii, rozwoju. Mieczkowski przypomniał liczbę Litwinów w Wilnie przed wojną, podkreślił też, że każdy ambitny historyk litewski powinien znać języki: łaciński, polski czy rosyjski, bo w nich są zapisane dokumenty dotyczące jego kraju. Postacią mocno związaną z Wilnem i w ogóle z Kresami jest Józef Piłsudski. Dla nas to postać kultowa, dla Litwinów niekoniecznie. Podobno w teatrach była grana sztuka, w której Piłsudski i Dzierżyński przebywali w czyśćcu i w rozmowach spowiadali się, jak skrzywdzili Litwę. Ten pejoratywny stosunek nie jest jednak powszechny, np. w Druskiennikach powstała inicjatywa postawienia mu pomnika. W tej części dyskursu padło po raz kolejny określenie "Kresy".
- Razi mnie ta nazwa - powiedział prelegent - Kojarzy mi się z krańcowością, jakimiś rubieżami. Lepsze jest "pogranicze", Kresy to pojęcie już historyczne. Mieczkowski wielokrotnie wracał do tematu tożsamości, tego, jak egzystowanie w swoim-obcym żywiole kulturowym wpływa na widzenie tych "swoich" dalszych, i jak oni go postrzegają. W Polsce oferowano mu już np. stare gazety, czuł się czasami jak ubogi krewny, przyjeżdżający z wizytą do bogatych i łaskawych kuzynów.
- Jesteśmy wykształceni, znamy języki, swobodnie poruszamy się i pracujemy w świecie - wyliczał.
- Wciąż pokutują stereotypy o ludziach "stamtąd". Ja od Polski niczego nie oczekuję, tylko niech traktuje nas jak partnerów, bez zadzierania nosa.
E.E.

Źródło: "Wyszkowiak" Nr 18 z 30 kwietnia 2012 r.