Jesteś tutaj:

O pięknych dewotkach

902
O pięknych dewotkach

Spotkania z kostiumologią, organizowane w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej, zyskały już wiernych słuchaczy. 15 października odbył się już 4 z zaplanowanych 12 wykładów, zatytułowany "Piękna dewotka", podczas którego Anna Nurzyńska kontynuowała omawianie mody barokowej.
Podczas trzeciego spotkania prelegentka skupiła się na najsłynniejszej kochance króla Ludwika XIV, Madame de Montespan. Tym razem kluczową rolę odegrała jego ostatnia dama serca, Madame de Maintenon. Na początku przedstawiono jej życiorys, jak się okazało, życie z królem nie zawsze usłane było różami. W tym wypadku mówimy bowiem o potajemnym małżeństwie władcy, co przysporzyło metresie wielu nieprzyjemności. Sama pochodziła z rodziny zubożałej szlachty, więc król nie mógł stworzyć z nią związku oficjalnego. Mimo, iż stali bywalcy dworu doskonale zdawali sobie sprawę, kim Madame de Maintenon była, jej samej nie przysługiwały żadne zaszczyty ani przywileje. Co więcej, stała się symbolem obłudy. W czasach, gdy wizerunek był rzeczą pierwszoplanową, taka łatka stała się prawdziwą tragedią. Aby zachować twarz w tej trudnej sytuacji, jedynym wyjściem dla Madame de Maintenon było przybranie roli dewotki. Ponieważ kobieta ta była nieoficjalną pierwszą damą, to jej styl stał się inspiracją dla panien dworskich z całej Europy.
W baroku, epoce kontrastów, popularne były dwa style - pierwszy to omówiony podczas trzeciego spotkania styl kokietki, kobiety zmysłowej. Drugi zaś to ten wypromowany przez ostatnią kochankę króla, czyli styl dewotki. Często wyglądało to w ten sposób, że młodość należała do stylu pierwszego, zaś dewotkami kobiety stawały się w wieku dojrzałym, kiedy czas było odpokutować za swobodę młodzieńczych lat. Madame de Maintenon wstąpiła nawet do Koterii Dewotów, partii o silnej pozycji na dworze, co pozwoliło jej uniknąć krytyki. Założyła również szkołę w Saint Cyr, gdzie przyjmowała młode dziewczyny z ubogich rodzin, aby dać im wykształcenie, ale również przyzwyczaić do życia w skromności. Jak widać, jej losy silnie ukształtowały w niej styl dewotki, a tryb życia, jaki wiodła, szybko stał się popularny w całym kraju. Ideałem, obok kokietki, stała się kobieta o zgoła odmiennym wyglądzie - skromna i poukładana. Oczywiście musiała być religijna, a na całokształt wpływały też wymogi stawiane przez kontrreformatorów połączone ze splendorem dworu Ludwika XIV.
Noszono stroje w kolorach białym i czarnym, jednocześnie nie zrezygnowano z kosztownych zdobień. Jednak wygląd zewnętrzny bardzo rzadko odzwierciedlał moralność danej osoby, uważano bowiem, że wystarczyło założyć skromny strój, aby stać się człowiekiem bez grzechu. Dobrą opinię zaś zapewniało samo chodzenie do kościoła. W baroku szyto suknie mocno usztywniane, aby nadać ruchom więcej powagi, starano się też, aby materiał jak najmniej się poruszał i deformował. Kłopotów nastręczało ich wykonanie, bowiem niektóre elementy garderoby przy każdym włożeniu trzeba było zszywać, aby po kilku godzinach znowu rozpruć. Dodatkowym elementem stroju były deseczki, nazwane baskami. Wszywane w gorset (drewniane, ale również metalowe czy z kości słoniowej), miały na celu utrzymywanie odpowiednio sztywnej postawy. Często pełniły rolę drobnych podarków, wręczanych chociażby podczas schadzek. Również dewotki mogły wybrać baski odpowiednie dla swojego stylu życia, czyli ozdabiane motywami religijnymi.
Żadna szanująca się dama dworu nie mogła zapomnieć oczywiście o dodatkach. Najbardziej efektowne, omówione przez Annę Nurzyńską, były nakrycia głowy. Stanowiły równocześnie element fryzury - na głowy wkładano bowiem opaski, do których mocowano stelaż czy używano specjalnych wypychaczy. Włosy musiały być wysoko postawione, najlepiej kręcone. Do tego można było wpleść koronkowe wstążeczki, które z lekkością opadały na ramiona. Taka fryzura obowiązywała w ciągu dnia, aby wieczorem ustąpić miejsca biżuterii. Zamiast opasek we włosy wpinano drogocenne kamienie, na przykład brosze w kształcie owadów. Popularne było również pudrowanie włosów.
Elementem maskująco-dekorującym były muszki, czyli kropki imitujące pieprzyki, przyklejane najczęściej na twarzy. Jak przyznała Anna Nurzyńska, ludzie w baroku nie mogli pochwalić się zdrową i piękną cerą, stąd ratunku szukali właśnie w muszkach naklejanych na zmiany skórne. "Pieprzyki" mogły mieć średnicę od kilku milimetrów do nawet kilku centymetrów. Ich celem było również dodanie kokieteryjności, czy uwydatnienie bladej karnacji. Jasna skóra podkreślała wysokie urodzenie. Opalenizna zarezerwowana była dla ludzi pracujących na powietrzu, którzy nie mogli skryć się przed palącym słońcem.
Ludzie w baroku niezwykle upodobali sobie motyw śmierci, mimo głęboko zakorzenionego strachu przed nią. Prowadzili wystawne życie, ale regularnie uczęszczali do kościoła, a jeśli decydowali się na pokutę, nie uznawali półśrodków. Otaczano się obrazami wanitatywnymi, które miały przypominać o kruchości życia. Łączono również modę z tym motywem - produkowano biżuterię żałobną, która miała przypominać o osobie, która zmarła. Można było na przykład wygrawerować datę śmierci czy inicjały bliskiej osoby, a nawet włożyć weń pukiel włosów.
Anna Nurzyńska podczas dwóch dotychczasowych spotkań poświęconych barokowi nieraz podkreśliła, że jest to epoka skontrastowana i z pewnością tezę udało jej się obronić. Podczas kolejnego spotkania, 22 października o godzinie 18.00, podjęty zostanie temat "Francuskiej elegancji".
DOROTA TELAK

Źródło: "Wyszków24" Nr 26 z 22 października 2013 r.