Jesteś tutaj:

O drodze na mostek kapitański

1020
O drodze na mostek kapitański

Ukazała się najnowsza książka Eugeniusza Daszkowskiego, honorowego obywatela Wyszkowa, zatytułowana "Droga na kapitański mostek". Jej promocja miała miejsce 30 listopada w wyszkowskiej bibliotece. W spotkaniu uczestniczyli znajomi i przyjaciele autora, osoby zainteresowane tematyką morską. Eugeniusz Daszkowski podzielił się z nimi wspomnieniami i zachęcał do czytania książek, nie tylko marynistycznych.
Eugeniusz Daszkowski jest emerytowanym kapitanem żeglugi wielkiej, honorowym obywatelem Wyszkowa, byłym rektorem Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie.
Rodzinnemu miastu poświęcił książki "Mój Wyszków" i "Wyszkowskie wspomnienia". "Droga na kapitański mostek" obejmuje późniejszy okres w jego życiu, od momentu gdy został marynarzem.
- Myślę, że to moja ostatnia książka, bo w tej chwili sytuacja książki morskiej jest nieciekawa - Eugeniusz Daszkowski nawiązał do słabego czytelnictwa w Polsce, zwłaszcza książek marynistycznych. Nie interesują się nimi też wydawnictwa. Jeden z pisarzy tego nurtu Włodzimierz Grycner wydaje książki własnym sumptem.
"Droga na kapitański mostek" jest dwudziestą książką w dorobku literackim kapitana. Zawiera nie tylko wspomnienia, ale i zdjęcia z okresu między jego służbą na statku "Satu",
zaczynał jako młodszy marynarz, aż do pracy na statku "Orla", na którym był kapitanem. Opowiada o trudnych czasach, gdy niełatwo było zostać marynarzem. Pływanie stanowiło bowiem szansą na wyjazdy z kraju, zwiedzanie świata i dobre zarobki. W wyższej szkole morskiej o l miejsce ubiegało się nawet 10 kandydatów.
Oficjalnie na polskich statkach zarobki nie były wysokie, ale można było dorobić, poza tym marynarze dostawali niewielkie dodatki dewizowe. Nie zostały wliczone do pensji, więc emerytury kapitanów są na poziomie 1,5-2,5 tys. zł. Eugeniusz Daszkowski w swojej książce opisał m.in. proceder tzw. grzbietówek. Marynarze przemycali do kraju ubrania (koszule sprzedawali za 400 zł, płaszcze 1.100zł, swetry 700zł). Bywało, że schodzili ze statku w Gdyni w kilku koszulach na grzbiecie, swetrach i płaszczach. Niektórzy szli na masówkę, żeby odebrać cały przemycany towar, przyjeżdżała furgonetka.
Bohater wieczoru zdradził, że pisał też wiersze. Prozą zajął się na dobre pod koniec lat 50. Jego pierwszym utworem był "Ostatni papieros".
- W tej chwili nie mam w planie większych książek - zdradził. - Mam dziennik, który prowadzę, i po śmierci przekażę komuś na pamiątkę. Powstaje też książka biograficzna, w której jest dużo o Wyszkowie. Jak znajdę poparcie w wydaniu, może to ona będzie ostatnia.

Byłem pewny, że będę kapitanem
Prowadzący spotkanie Leszek Marszał, naczelnik wydziału promocji urzędu miejskiego, zapytał, kiedy postanowił zostać kapitanem?
- Kiedy poszedłem do szkoły morskiej, na to liczyłem. Kiedy dostałem prawo pływania, byłem pewny, że będę kapitanem, tylko droga była długa i późna - odpowiedział Eugeniusz Daszkowski. - Gdy mustrowałem na polskie statki, moi młodsi koledzy byli kapitanami, a ja młodszym marynarzem.
Obecni chętnie dzielili się z gościem wrażeniami i wspomnieniami. Mieczysław Joniuk mówił o Rozewiu i zarecytował wiersz. Ks. Jerzy Błaszczak opowiadał o mszach, które odprawiał w stanie wojennym za tych, co na morzu.
Jeśli chodzi o początki drogi kapitana w ogóle na morze, to okazało się, że poszedł w ślady przyrodniego brata Franciszka Milewskiego. Przyczyniły się do tego też lektura książek Conrada i szara okupacyjna rzeczywistość, skłaniająca do marzeń o odległych krajach.
- To były marzenia, że jak marynarze popłynie się w siną dal, będzie zwiedzać się wyspy, poznawać ludzi. Cholernie romantyczne - podsumował.
Rodzice nie byli zachwyceni pomysłem syna, a zaprzyjaźniony ks. Marian Kocięcki chętnie widział go w seminarium. Gdy syn powiedział rodzicom, że złożył podanie do szkoły morskiej i zaproszono go na kursy pracy morskiej, usłyszał od taty: "Nie ma pracy morskiej, tu masz pracę w pomidorach, ogórkach, musisz dbać o ogród". Mama jednak nie zabroniła wyjazdu. Była światową kobietą i nie stawiała przeszkód dzieciom w dochodzeniu do czegoś większego. Egzamin do szkoły morskiej w Gdyni zdał bardzo dobrze, ale nie przyjęto go ze względów zdrowotnych. Wysłał wtedy pocztówkę do domu z pozdrowieniami od "niedoszłego marynarza". Jednak w szkole został i gdy wrócił do domu już jako uczeń, mama się na niego obraziła, rozpłakała, bo potraktowała pocztówkę jako oszustwo i naigrywanie się z rodziców. Przyznała, że dała na mszę, żeby nie dostał się do szkoły, ale ksiądz chyba słabo albo za późno się modlił. Ks. Kocięcki wytłumaczył, że w egzaminach pomagał sam Bóg, więc to przeznaczenie i nie ma co na Boga się gniewać.

Sto lat! Potem przedłużymy
Ks. Henryk Kietliński przypomniał, że na sali jest trzech honorowych obywateli Wyszkowa. Reprezentują różne wymiary: powietrzny - płk pilot Janusz Decewicz, morski - kapitan Eugeniusz Daszkowski, duchowy - sam ksiądz.
- Te książki mają wielką wartość, są dla młodzieży i starszych. Podziwiamy u pana kapitana umiłowanie powołania do służby Polsce i światu. Chciałoby się słuchać do rana, z jaką miłością tę służbę wypełniał - mówił z przekonaniem. - Dla nas, kapłanów, to rzecz budująca, jak kochać powołanie i służyć całe życie. Odkrył w sobie pan kapitan talent do pisania i jaki jest wierny mu przez całe życie. My, jako wyszkowianie i absolwenci naszego liceum, jesteśmy dumni, cieszymy się, że mamy tak wspaniałego absolwenta i przedstawiciela naszej szkoły i wyszkowskiej społeczności. Panie kapitanie, sto lat! Potem przedłużymy.
- To szczególna chwila, trzech honorowych obywateli razem - zauważył Grzegorz Nowosielski. - Dużo siły, zdrowia. Dziękujemy, nawet jak jesteście daleko, czujemy wasze wsparcie i sympatię.
Spotkanie upłynęło w bardzo miłej atmosferze. Potem Eugeniusz Daszkowski podpisywał książki, których wydanie sponsorował Urząd Miejski w Wyszkowie, więc były bezpłatnie rozdawane uczestnikom spotkania.
E.E.

Źródło: "NowyWyszkowiak" Nr 49 z 6 grudnia 2016 r.