Jesteś tutaj:

O ciężkiej, ostrej, ale satysfakcjonującej przygodzie w Himalajach

1091
O ciężkiej, ostrej, ale satysfakcjonującej przygodzie w

Himalajach


W czwartek 22 października w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Wyszkowie odbyło się spotkanie z podróżnikiem Stefanem Czernieckim. Tematem przewodnim była wyprawa w Himalaje pt „Na strychu świata„. Wyszkowianie wysłuchali opowieści o niezwykłym Nepalu, hałaśliwym Delhi, nastrojowym Kathmandu, o siódmym szczycie świata Dhaulagiri. Poznali Himalaje z perspektywy podróżnika - piękne, białe, srogie i nieprzystępne.

Stefan Czerniecki z wykształcenia jest kartografem, z zamiłowania eksploratorem dziewiczych rejonów świata Podróżnik, dziennikarz, autor takich książek jak „Dalej od Buenos”, „Cisza” (wyd. w serii „Poznaj Świat” prowadzonej przez Wojciecha Cejrowskiego) oraz „Czekając na Duida”, autor podróżniczego programu „Za siódmą górą” emitowanego co tydzień w TV Republika, byłym członek Alpinus Expedition Team. Teksty jego autorstwa publikują m. in:, „Do Rzeczy”, „Rzeczpospolita”, „Nowe Państwo”, „Gazeta Polska Codziennie”, „Polonia Christiana”, „npm”, „National Geographic-Traveler”, „Podróże”, „Poznaj Świat”. To druga wizyta podróżnika w wyszkowskiej bibliotece, wcześniej odwiedził to miejsce w maju tego roku, opowiadał wtedy o swojej wyprawie do Amazonii. Czwartkowe spotkanie w Wyszkowie zgromadziło liczną widownię. Historie Stefana Czernieckiego zdumiewały, budziły zachwyt, podziw, ale i zaskoczenie czy obrzydzenie. Wyświetlane zdjęcia i filmy bawiły, intrygowały. Slajdom towarzyszyła nastrojowa muzyka. „Na strychu świata” to opowieść o wyprawie przez mało eksplorowany przez turystów fragment Nepalu. To wyprawa w zimowe Himalaje. Jak można się było dowiedzieć, pomysł na tę wycieczkę powstał spontanicznie. Ojciec Stefana Czernieckiego jest alpinistą, to on nauczył swojego syna jak się wpinać, jak chodzić po górach, jak zbudować szałas, jak przetrwać w dziczy. Często zabierał Stefana na survivalowe wycieczki. Po latach nadszedł czas, aby syn odwdzięczył się ojcu.
- On nigdy nie był poza Europą, a jest alpinistą, taternikiem. Zastanawiałem się, gdzie facet w jego wieku może jeszcze pojechać - mówił S. Czerniecki.
Po namyśle wpadł na pomysł wyprawy w Himalaje, ale podróż miała stanowić niespodziankę. W tajemnicy przed ojcem mężczyzna załatwił wcześniej miesięczny urlop tacie i sobie. Kupił bilety i na niedługo przed wyjazdem powiedział ojcu o swoich planach. Prezent okazał się trafiony.
- Wiedziałem, że sam tam nie pojadę, nigdy nie byłem w Himalajach, ani na lodowcu, wiedziałem, że sam tam zginę. Potrzebowałem kogoś, kto ma doświadczenie, kto umie chodzić w rakach, w czekanach, kto się wspina, kto umie spać na lodowcu, on to umie. Nieprzypadkowo ten wyjazd miał miejsce w Wielkim Poście. Wtedy musi być ciężko, ostro, surowo i zdrowo - mówił.

Brud, smród i ubóstwo


Już sama relacja z pobytu w Delhi w Indiach budziła emocje. Podróżnik opisał to miejsce jako miasto absurdów. Zaniedbane, brudne i śmierdzące, choć sami mieszkańcy myją się dość często, co wpisuje się w zasady ich kultury. Na ulicach panuje totalny chaos i brak jakichkolwiek zasad ruchu drogowego. Samochody i piesi poruszają się według uznania. Na każdym kroku można spotkać śpiących bezdomnych, wszędzie roi się od śmieci, choć pojemniki na odpady są puste. Publiczne umizgi mężczyzn względem kobiet nie są mile widziane, natomiast przyjaźnie mesko-męskie i damsko-damskie nie znają ograniczeń w kwestii okazywania sobie sympatii. Mężczyźni śmiało trzymają się za ręce i obejmują wzajemnie, podobnie w przypadku płci pięknej. Publiczne toalety są wspólne i nie mają drzwi, a więc korzystający z nich są obserwowani przez resztę społeczeństwa, a ścieki spływają chodnikiem. Intensywny odór unosi się nad miastem. Jak stwierdził Stefan Czerniecki, to miasto kontrastów, od skrajnego ubóstwa po bogactwo i przepych. Tam każda kobieta marzy, aby być gwiazdą Bollywood. Następnym punktem podróży była stolicy Nepalu Kathmandu. Miasto różniące się od Delhi małomiasteczkową atmosferą. Każdy biały człowiek powinien tu mieć ze sobą zapas cukierków dla miejscowych dzieci. Nie mają one oporów, aby prosić przybyszów z innych krajów o słodkości, a raz poczęstowane łakociami dotrzymują kroku podróżnikom tak długo jak się da Jeśli zaś nie ofiaruje się im słodyczy, można być pewnym, że mieszkańcy będą nastawieni do wędrowców wrogo i nie udzielą pomocy w razie potrzeby. Zmęczony turysta może spocząć gdziekolwiek, bowiem nie ma tu ławek i każdy pragnący nabrać sił siada lub kładzie się, gdzie mu wygodnie. Zamyślonych i zadumanych ludzi tu nie brakuje. Zdawać by się mogło, że żyją tam sami myśliciele.

Wyczerpanie, strach, upór i zwycięstwo

Podróżując dalej Polacy dotarli do wioski Darbang, gdzie widoki zapierały dech w piersiach, a życie wygląda zupełnie inaczej niż w Delhi czy w Kathmandu. Stefan Czerniecki i jego ojciec spali u przyjaznych tubylców. Każdego dnia wstawali bardzo wcześnie, ponieważ cała wyprawa była dokładnie zaplanowana, a obiadów było dokładnie tyle, na ile dni przewidziana została podróż. Mimo że Polacy wzięli tylko niezbędne rzeczy, ich plecaki były bardzo ciężkie, a długie marsze powodowały odciski na stopach. Poruszali się zatłoczoną komunikacją miejską i na własnych nogach. Po dotarciu do podnóży Himalajów, zatrzymali się w obozie podróżniczym, aby się zaklimatyzować.
- Tutaj przekraczana jest wysokość 3,5-4 tys. metrów, w związku z czym organizm, który idzie od 5 dni, nie może iść dalej bez przerwy, musi noc i dzień przeżyć na tej wysokości - informował Stefan Czerniecki. Wizja odpoczynku była całkiem przyjemna, bowiem nad okolicą górowała potężna ściana Dhaulagiri. Mężczyźni mogli leżeć w namiocie, gotować i podziwiać piękne widoki na zewnątrz. Jedyną czynnością wymagającą większego wysiłku było znalezienie źródła wody, której brakowało. Następne wydarzenia były dla obu panów sprawdzianem męskości i wytrzymałości. Niestety, trekkingowy przewodnik Janusza Kurczaba, który mieli ze sobą, okazał się być zawodny. Niedokładnie opisane trasy i informacje tam zawarte często wprowadzały wędrowców w błąd, w związku z czym musieli kierować się własną intuicją. Sama wspinaczka nie była łatwa.
- Myślałem, że jak najwyższe góry świata to, że najtwardsze - mówił S. Czerniecki, okazało się być inaczej. Himalaje tworzy skała osadowa i są bardzo sypkie, wspinaczka była niebezpieczna, a każdy chwyt groził upadkiem, skały sypały się w rękach.
- Wtedy po raz pierwszy mój tata alpinista poczuł strach - wyznał podróżnik.
Na domiar złego pana Stefana dopadła choroba wysokogórska, której towarzyszyły wymioty, biegunka, bóle i zawroty głowy. Na wysokości 5000 m n.p.m. przyjmowane przez niego leki przestały działać, a do pokonania podróżnicy mieli jeszcze długą drogę. Grube warstwy śniegu stawały się jeszcze grubsze. Trudno było rozpoznać, gdzie kryją się szczeliny.
- Dramat pojawił się, gdy jedną częścią ciała zapadaliśmy się co kilka metrów aż po same udo. Trzeba było wydostać się tak, aby nie złamać sobie nogi - opowiadał S. Czerniecki.
Po pokonaniu wielu przeszkód Polakom w końcu udało się dostać na szczyt. Towarzyszyła im wtedy ogromna radość i wielka satysfakcja.
- Być może po to mi było to podróżowanie w życiu potrzebne, abym docenił to, co jest w Polsce. To, co robimy w życiu ma tylko wtedy sens, kiedy to robimy dla kogoś, a nie dla siebie. Gdybym ja to robił tylko dla siebie, to bym był skończonym draniem i egoistą
- mówił Czerniecki. - Chciałem zrobić przyjemność tacie. Mam wrażenie, że jak opowiadam tę historię, dzielę się nią z innymi, to w tym jest coś dobrego, jakaś dobra rzecz, to jest cenne - stwierdził.
Dhaulagiri znajduje się w środkowo-zachodnich Himalajach, oddzielony od pobliskiej Annapurmy głęboko wciętą doliną rzeki Kali Gandaki. Wznosi się na wysokość 8167 m n.p.m. Jest siódmym co do wysokości szczytem Ziemi. Nazwa szczytu wywodzi się z dwóch sankryckich wyrazów Dhavala Giri i oznacza Białą Górę. 8 kwietnia 2009 r. podczas wejścia na Dhaulagiri zginął wybitny polski himalaista Piotr Morawski.

P.D.

Źródło: ”Wyszkowiak” Nr 43 z 27 października 2015 r.