Jesteś tutaj:

Nie zapomniał wyszkowskich korzeni

488
Nie zapomniał wyszkowskich korzeni

Podczas promocji najnowszej książki - „Rejs do Dżeddy” - honorowego obywatela Wyszkowa kpt. Eugeniusza Andrzeja Daszkowskiego, 20 listopada w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej, sala im. prof. Ludwika Maciąga (również honorowego obywatela, ale gminy Wyszków) była zapełniona. Choć pisarz, były rektor Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie, którą ukończyło wielu wyszkowian, mieszka w Szczecinie, w rodzinnym mieście ma wielu przyjaciół i oddanych czytelników.
Do bogatej twórczości pisarskiej Eugeniusza Andrzeja Daszkowskiego, który jest autorem 24 książek, m.in. „Mój Wyszków” i .Wyszkowskie wspomnienia'', nawiązała prowadząca spotkanie dyrektor biblioteki Małgorzata Ślesik-Nasiadko.
- Jest pan jedynym kapitanem z taką ilością książek na swoim koncie - podkreśliła. I są to książki wciąż popularne, o czym świadczy opinia kpt Józefa Gawłowicza, którą przytoczyła: „Wielkim walorem książek Eugeniusza jest to, że one mimo upływu lat nie starzeją się. One ciągle są poszukiwane. Stanowią kopalnię wiedzy o ludziach morza, o statkach, rejsach, portach. We współczesnych marynarzach wywołują nostalgię za czasami, w których istniał jeszcze romantyzm morza”.
Czy to znaczy, że tego romantyzmu morza dzisiaj już nie ma? - zapytała.
- W pewnym sensie nie ma, bo w tej chwili we wszystkim panuje pieniądz. Kiedy ja szedłem do szkoły morskiej, to człowiek był oczarowany Conradem. Myślał, że będzie poznawał piękne wyspy, świat. Teraz każdy z młodych chłopców, kiedy przychodzi do szkoły morskiej, myśli, żeby zarobić. Ale to jest typowe dla naszego społeczeństwa w tej chwili.
Jak to się stało, że został pan pisarzem marynistą?
- Ta pisarska żyłka narodziła się w Wyszkowie, bo już w Wyszkowie byłem redaktorem naczelnym gazetki szkolnej. Wtedy byłem w II klasie gimnazjum. I od tego się wszystko zaczęło.
Jak zauważyła prowadząca, kariera morska kapitana biegła równolegle z literacką. Już pierwszy zagraniczny rejs, na fińskim statku „Satu”, który odbył w 1957 r., stał się dla niego inspiracją literacką. Zadebiutował w 1958 r. w „Głosie Szczecińskim” opowiadaniem „Ostatni papieros”. Jego pierwsza książka, zbiór opowiadań „Wachta”, ukazała się w 1972 r.
Pisarz wspomniał, że pływanie na zagranicznych statkach było wtedy marzeniem wszystkich polskich marynarzy, a on miał z tym ogromne trudności. Znalazł się w grupie 2 tys. marynarzy, którzy otrzymali zakaz pływania; on ze względu na „niedobry życiorys” (należał do Szarych Szeregów i miał rodzinę za granicą). - To były czasy najgorszego stalinizmu w Polsce - przypomniał. Gdy wreszcie, po pokonaniu wielu przeszkód, zaczął pływać, otworzył się przed nim wymarzony świat
Afryka stanęła przed panem otworem. Sukces wydawniczy książki „Afrykańskie spotkania”, która dostała Nagrodę Conrada. „Windziarz z San Pedro” , nagrodzony Złotym Exlibrisem, zdobył I miejsce w plebiscycie na najlepszą książkę marynistyczną (1988), nakład 3O tys. egzemplarzy sprzedał się przez 2 tygodnie - wymieniała kolejne sukcesy literackie kapitana prowadząca.
- Taka była rzeczywistość, bo ludzie nie wyjeżdżali za granicę i poznawali ją z książek, reportaży marynarskich.
Małgorzata Ślesik-Nasiadko przypomniała inne książki Eugeniusza Daszkowskiego związane z jego pracą na morzu. Gdy pływał jako I oficer na statku „Toruń”, kapitanem była Danuta Walas-Kobylińska, pierwsza w Polsce kobieta kapitan żeglugi wielkiej. Została bohaterką jego książki „Pierwsza po Bogu”.
-To jedyna książka o Danusi Walas-Kobylińskiej. To pani kapitan, która utorowała drogę innym paniom na morzach.
„Ostatni rejs Narwika”, jako jedyna powstała nie z autopsji, ale na podstawie wspomnień i listów – kpt. Czesława Zawady, dowódcy „Narwika”, który pływał w konwojach wojennych. Kapitanem „Narwika” był też Eugeniusz Daszkowski. - Całą załogę zainteresowałem historią polskiej floty wojennej w czasie wojny - wspominał. Załoga za całokształt pracy kulturalnej otrzymała Złotą Latarnię, a kapitan został zaproszony przez Irenę Dziedzic na rozmowę do „Tele-Echa”. To było duże wyróżnienie.
O ostatniej książce kapitana „Rejs do Dżeddy” kpt Józef Gawłowicz napisał: „to fascynująca opowieść o zajeżdżonym statku bez kwalifikowanej załogi i ważnych dokumentów, ale prowadzonym przez sumiennego kapitana, który w zniszczonym wojną Bejrucie okrętuje na statek z niesprawnym radarem i bez pomocy nawigacyjnych. (...) Działa tylko dychawiczny silnik główny, a na pokładzie ster, kompas magnetyczny i sekstant niczym w osiemnastym wieku. Słabo zaprowiantowana łajba płynie do Burgas przez Drdanele i Bosfor…”.
Kpt Włodzimierz Grycner dodał: „To okres pracy polskich kapitanów i marynarzy, kierowanych przez Polservice do obcych armatorów, pływających nie zawsze w bezpiecznych warunkach, ale świadczący o fachowości naszych marynarzy”.
Sam autor na spotkaniu też chętnie mówił o „Rejsie do Dżeddy”, nie szczędząc anegdot.
- Nie opowiedzmy wszystkiego - wtrąciła dyrektor biblioteki - żeby czytelnicy sięgnęli po książkę. Jest wiele przygód i jest ten romantyzm.
- To było piekło w stosunku do mojego statku belgijskiego „Fere”. gdzie było takie świetne jedzenie, na tym statku nawet jedzenia zabrakło w tym rejsie.

Jedna trzecia o Wyszkowie

- Moją kolejną książką będzie książka „Miłość na statku” - zdradził Eugeniusz A. Daszkowski - ukaże się w następnym roku, na 90-lecie moich urodzin i oczywiście, jak dożyję, przyjadę do Wyszkowa. Pan burmistrz zdecydował się sponsorować tę książkę. To będzie prawdopodobnie moja ostatnia książka. Jeszcze teraz piszę 350-stronicową swoją biografię, żeby ludzie jeszcze coś poczytali o Wyszkowie, 1/3 tej książki będzie o Wyszkowie.

Jestem pana starszym kolegą

- przedstawił się Marian Abramczyk, który należy do Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych. - W berka razem graliśmy, bawiliśmy się w chowanego, jabłka razem rwaliśmy, bo pana ojciec miał bardzo duży sad. Pan jest ode mnie 2 lata młodszy. I myślę, że może do przyszłego roku obydwaj przeżyjemy.
- Nigdy pan nie zapomniał o korzeniach wyszkowskich - podkreślił starszy kolega pisarza. -
Pan zawsze myśli o Wyszkowie. Mam dla pana kastę z wyszkowskich uroczystości.
Eugeniusz Daszkowski serdecznie mu podziękował, jak również Ewie Ciunkiewicz, byłej zastępcy burmistrza Wyszkowa i dyrektorce biblioteki, która wręczyła mu obraz namalowany przez jej wuja: - Andrzeju, dziękuję ci za wieloletnią przyjaźń . Na twoje 90-lecie postanowiłam przekazać jedną z pamiątek rodzinnych, obraz wykładowcy twojej szkoły – kpt. Romana Budki1. Opisałeś jego życie i wspomnienia o nim w jednej ze swoich książek.
Gdy zapytała, kto z obecnych na spotkaniu czytał „Mój Wyszków”, podniósł się las rąk.
Zaproponowała więc władzom, a obecni byli m.in. burmistrz Grzegorz Nowosielski, i wicestarosta Leszek Marszał, wznowienie tej książki.
Potem wniesiono wspaniały, urodzinowy tort, który 89-letni jubilat osobiście pokroił. Żeby uzyskać jego autograf w książce, trzeba było postać w sporej kolejce. Był to też czas na wspomnienia i rozmowy.

ELŻBIETA BORZYMEK


1) Roman Budka - były wykładowca Szkoły Morskiej w Tczewie. Gdy w 1947 r. powstała Państwowa Szkoła Morska w Szczecinie, przybył do niej wraz z kpt. Konstantym Maciejewiczem, który został dyrektorem tej nowo utworzonej szkoły. Wszyscy wykładowcy, którzy podjęli wtedy pracę, „byli wysokiej klasy teoretykami i praktykami. Kapitanami Żeglugi Wielkiej z dużą praktyką morską. Wszyscy oni w pamięci słuchaczy zapisali się jako ci, którzy za wszelką cenę chcieli nauczyć nas solidnego marynarskiego rzemiosła, co im się na pewno udało” - wspominał kpt ż.w. Wiktor Czapp, absolwent szkoły.

Źródło: „Nowy Wyszkowiak” Nr 48 z 26 listopada 2019 r.