Jesteś tutaj:

Marcin Styczeń gada nie tylko z Leonardem

795
Marcin Styczeń gada nie tylko z Leonardem

Marcin Styczeń - pieśniarz, kompozytor, autor tekstów, tłumacz piosenek - wystąpił 2 lutego w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej. Promował swoją ostatnią płytę „Lubię gadać z Leonardem”, zawierającą 11 piosenek legendarnego kanadyjskiego barda Leonarda Cohena. Miłośnicy Marcina Stycznia i jego twórczości nie mieścili się w sali, słuchali więc koncertu na korytarzu. Artysta bisował czterokrotnie, publiczność wraz z nim śpiewała jego piosenki.
- Jesteśmy świadkami wydarzenia sensacyjnego -zauważyła dyrektor biblioteki Małgorzata Ślesik-Nasiadko. - Będziemy dziś mieli okazję przesłuchać zbiega („Zbieg” to tytuł autorskiej płyty Marcina Stycznia - ES), ale ja nie wiem, czy on będzie chciał z nami gadać. Wiem na pewno, że będzie gadał z Leonardem. Oczywiście ze wspaniałym Leonardem Cohenem, nieżyjącym, a zatem dołączają się tu sytuacje mistyczne.
Przypomniała, że Marcin Styczeń nie jest w Wyszkowie pierwszy raz. Przyjeżdżał do nas z Ernestem Brylem.
- Było pięknie, mądrze, głęboko. Zawsze trafiał nas w serce. Marcin Styczeń w lutym w wyszkowskiej bibliotece! -zapowiedziała.
- Jak dobrze być znowu w Wyszkowie
- odpowiedział artysta. - To już parę ładnych lat minęło, tęskniliśmy za wami. Dzisiaj spotykamy się, żeby trochę porozmawiać z Leonardem.
Marcinowi Styczniowi towarzyszył zespół: Marta Zalewska - skrzypce i śpiew oraz Tomasz Pfaiffer - gitara.
Pieśniarz zaczął piosenką „Idę tam” (Going home) - bo od niej wszystko się zaczęło.
Lubię gadać z Leonardem
Jak z żoinierzem, co ma wartę
Jak z tym draniem w garniturze
Ciasnym ciut.
- Kiedy Leonard Cohen zmarł, graliśmy koncerty w Chicago, w Stanach Zjednoczonych. Bytem zaskoczony tą informacją - Cohen miał swoje łata, ale nie było żadnej informacji, że chorował.
Opowiedział, jak doszło do tego, że przetłumaczył utwory z trzech ostatnich płyt Cohena, którymi artysta żegnał się ze światem (przez ostatnie lata życia gnębiła go depresja).
- W tej twórczości bardzo interesuje mnie wątek duchowy, jego poszukiwania, pytania, rozmowy z Bogiem.
Marcin Styczeń nie tylko pięknie śpiewał, ale i mówił ciekawie. Wspomniał m.in. o problemach z tłumaczeniem piosenki „Ciemność” (Darkness).
- Po angielsku Cohen napisał „zaraziłem się ciemnością”. Jak to powiedzieć w pięciu sylabach? I u mnie jest „ciemności wirus”.
Podobnie było z piosenką „Nie biorę nic” (Traveling light). -Traveling light po angielsku oznacza podróżowanie bez bagażu, bez niczego. Trudno znaleźć taki odpowiednik w języku polskim. Myślałem, że tego nie udźwignę. Jechałem samochodem i wpadł mi do głowy prosty, cztero-sylabowy zwrot „nie biorę nic”. I tak powstała ta piosenka.
Choć przede wszystkim miał promować płytę „Lubię gadać z Leonardem” (album ukazał się 7 listopada 2017 r., w pierwszą rocznicę śmierci Cohena), to zaśpiewał też „Alleluja”, jedną z najpopularniejszych ballad Cohena (ma ok. 240 coverów), której nie ma na tej płycie.
- I co ciekawe, Cohen podobno napisał 80 zwrotek do tej pieśni. Sam byłem zaskoczony, że w obiegu jest tyle wersji. Ja śpiewam tę pierwotną, tutaj w tłumaczeniu Macieja Zembatego. Bez niego Cohen nie byłby w Polsce tak popularny. A powiem jeszcze, że Tomasz Pfaiffer w ostatnim etapie kariery Macieja Zembatego grał z nim na gitarze.
Refren z artystą śpiewała publiczność, a potem nagrodziła go gradem braw.
Na zakończenie, przy rytmicznym wtórze oklasków, zaśpiewał napisaną 5 lat temu swoją piosenkę „Dziękuję i tak”. Gdy artysta skończył, publiczność głośno kontynuowała: „Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, tak, tak, tak”.
- Proszę państwa, mówiłam na początku, że zawsze trafia w serca. Sam mówił, że jego piosenki służą temu, by otwierać ludzkie serca - przypomniała dyrektor biblioteki.
Na pamiątkę spotkania wręczyła artyście stylowy kluczyk na czerwonej wstążeczce. Zdradziła, 5 stycznia Marcin Styczeń został tatą - urodziła się Styczniówna.
Rozentuzjazmowana publiczność nie chciała rozstać się z artystą. Zaśpiewał jeszcze „Zbiega”, „Madonnę”, „21 gramów” i „Bez korzeni nie ma skrzydeł”. Potem długo podpisywał płyty.
- Interpretacja pana Marcina porusza i serce, i duszę, jest taka nasza. Muzyka też uskrzydla. Skrzypce brzmiały cudownie, pewnie sam Leonard Cohen cieszy się z takiej wersji swoich utworów. Będziemy ten niesamowity wieczór długo wspominać - powiedziała nam po koncercie zachwycona Elżbieta Zacharzewska, wierna fanka Marcina Stycznia.
ELŻBIETA SZCZUKA

Źródło: „Nowy Wyszkowiak” Nr 6 z 2 lutego 2018 r.